niedziela, 14 kwietnia 2013

Rozdział pierwszy

NOCNI ŁOWCY

21 stycznia 1795 roku

Ulice Nowego Orleanu tonęły w ciszy. 
Ciemnowłosa wampirzyca szła wolnym krokiem, pogrążona we własnych myślach. W głębi serca była przerażona. Brak Melibei u boku napawał ją strachem. Co, jeśli spotka człowieka? Jeśli zaczepi ją? Co się stanie, kiedy poczuje ciepłą krew przepływającą przez ciągle żywe ciało? Jak zareaguje, gdy zobaczy oczy pełne życia, inne niż oczy znanej jej wampirzycy? Przez kilkaset lat jedynym spojrzeniem, które patrzyło na nią, było martwe spojrzenie Melibei lub ofiary, przyprowadzonej przez opiekunkę dla Beatrice. Oczywiście, człowiek był nieprzytomny, prawie martwy. 
Żywi ludzie byli większym zagrożeniem niż słońce.
Słońce, zaśmiała się w duchu. Jak wygląda słońce? Już nawet nie pamięta.
Dostała nową suknię od Melibei. Nie była taka ciężka, jak wszystkie inne, nie ograniczała ruchów. Była zwiewna, lekka, ale - oczywiście - bogato zdobiona, pełna koronek i kolorowych kamieni. Gdyby ojciec ją zobaczył... Ale przecież jej ojciec nie żył od kilkuset lat. 
Wszyscy umarli.
Śmierć była wszędzie, choroba zabierała kolejne ofiary, ale nie ją. Jej nikt i nic nie zabije, nic jej nie grozi i nawet cieszyłaby się z tego, gdyby nie fakt, że była sama. Egzystencja w samotności wcale nie jest przyjemna. Gdyby chociaż spotkała drugiego, takiego jak ona, potwora, gdyby ktoś obudził w niej uczucie inne niż smutek i rozpacz...
Miłość? Ona nawet nie wie, co to znaczy.
Coś mignęło jej tuż przed oczami. Czarny cień zniknął w ciemności, w jednej z uliczek, gdzie dżuma pochłonęła prawie wszystkich już mieszkańców, a szczury zajęły ich domy. Wampir.
Czy wampir mógł jej zagrozić? Nie, chyba nie. Chyba.
Skręciła w wąską alejkę. Z każdym kolejnym krokiem nieprzyjemny zapach rozkładających się ciał drażnił jej węch. Co raz ocierała skórą o brudną ścianę, aż w końcu wyszła na kamienną ulicę. Z jednego z rozwalających się domów, dochodziły śmiechy i głośne rozmowy. A następnie krzyki i przekleństwa.
Podeszła bliżej, a sylwetki trzech postaci oświetliło mgliste światło księżyca. Blondyn trzymał na kolanach małą, na oko sześcioletnią,dziewczynkę, która zawzięcie piła krew wampira z jego nadgarstka. Brunet zaś stał oparty o ścianę, ze skrzyżowanymi rękami, a jego wzrok mówił: Zabiję cię. 
- Coś ty zrobił, Lestat? - pytał brunet. - Cóżeś najlepszego zrobił?
Nie wyczuli nawet, że ktoś przygląda się całej sytuacji. Oboje wpatrywali się w nowo narodzoną dziewczynę. Po jej bladym policzku spływała kropla krwi, zostawiając po sobie czerwony ślad. 
Lestat starł ją kciukiem. Jego uśmiech był wręcz przerażający.
- Ode mnie nie wolno - powiedział - już nigdy więcej. Rozumiesz? Ale pokażę ci, jak to należy robić!
Brunet próbował zwrócić na siebie uwagę, lecz blondyn był zahipnotyzowany. Odepchnął towarzysza, wciąż patrząc w oczy dziewczynki. Przez krótką chwilę bawił się jej jasnym loczkiem, aż w końcu puścił ją, a wampirze dziecko stanęło na brudnej podłodze bosymi stópkami. Uśmiech zniknął z jego twarzy, a spojrzenie skierowało się w stronę okna. Nie śpiesząc się, wstał.
- Czy nikt nie nauczył cię, nie podglądać innych? - Wyszeptał, a przez ciało Beatrice przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
Nim zdążyła cokolwiek zrobić, wampir rzucił się na nią, zwalając ją z nóg. Trzymał wampirzycę przyciśniętą do zimnego bruku. Czuła jego oddech na swojej szyi. Widziała jego kły, które zbliżały się do jej skóry.
Serce zaczęło bić coraz szybciej, przerażenie paraliżowało ją i była pewna, że za chwilę poczuje jak ostre kły przebiją jej skórę. Tyle lat przeżyła bez jakichkolwiek zagrożeń, a tu zabije ją wampir... młodszy od niej. Czuła to, miał może ze sto lat, nie więcej.
Spięła mięśnie i szybkim ruchem przerzuciła go na plecy, górując nad nim. Uśmiechnęła się do niego w sposób, w jaki nigdy wcześniej się nie uśmiechała. W jego oczach widać było zdziwienie i podziw.
- Lestat de Lioncourt - przedstawił się. Zaśmiał się pod nosem, widząc minę wampirzycy. Zeszła z niego, przejeżdżając dłońmi po materiale sukni, na której zostały ślady piachu. Nadawała się teraz tylko do wycierania podłogi.
- Z kim mam... mamy - poprawił się, patrząc na dwójkę wampirów wychodzących z domu - przyjemność?
Beatrice dygnęła lekko, jak to miała w zwyczaju.
- Beatrice de Raniari.
- De Raniari? - Zapytał, zdziwiony. 
- Tak, jestem siostrą Vittorio de Raniari - wyprzedziła jego pytanie. - To jest złe, panie de Lioncourt - wskazała gestem na małą Claudię na rękach Louisa. - Zapomniał pan o rzezi w 1645? Ach, przecież pan wtedy jeszcze nie żył - dodała kpiąco.
Nie poznawała siebie. Od kiedy ona z kogoś drwi? Szczególnie z wampira, który - sama musiała to przyznać - wyglądał na pewno siebie i urodziwego. Jasne włosy idealnie pasowały do bladej cery, a spojrzenie... Spojrzenie było identyczne jak jej brata. 
- Z całym szacunkiem - zaczął brunet, widząc złość stopniowo malującą się na twarzy blondyna - ale ile pani liczy sobie lat?
Podobało jej się to. "Pani" było całkiem inne niż "Ty", którego nadużywała Melibea.
- Mówiłam już. Beatrice de Raniari, przemieniona w 1456 roku. 
- To było głupie pytanie, Louis - odezwał się w końcu Lestat. - Nie pyta się kobiet o wiek.
Sytuacja śmieszyła ją. Lestat przypominał jej brata - pewny siebie, niebrzydki, z nutą arogancji w głosie. Był dumny, że jest, kim jest. Louis za to, na pierwszy rzut oka, nie mógł pogodzić się ze swoją naturą. A Claudia... Jeszcze nie wiedziała, kim się stała i na co została skazana.
- Tak, więc, panno de Raniari - zaczął Lestat - co pani tu robi?
- Spaceruję i cieszę się życiem, panie de Lioncourt. Mieszkam niedaleko, przy ratuszu. 
Cisza. Żadnego pytania, żadnej wypowiedzi. 
Po prostu, stali i patrzyli się na siebie. Beatrice wodziła wzrokiem od jednego wampira do drugiego, będąc pod wrażeniem ich urody. Z pewnością Lestat miał "to coś", czego nie miał Loius. Dla Melibei na pewno spodobałby się brunet - lubiła cichych, skrytych mężczyzn, którzy nie stawaliby na jej drodze i nie krytykowaliby jej szaleństwa.
- Może zgodzi się pani na krótki spacer? Do świtu zostało jeszcze kilka godzin. - Stwierdził blondyn. - Louis, zajmiesz się Claudią. 
Propozycja wampira zaskoczyła ją. Nie była przyzwyczajona do spacerów z innymi, szczególnie z mężczyznami. Zanim zdecydowała, Louis ruszył wolnym krokiem w stronę głównej ulicy, a Lestat podszedł bliżej. 
- Służę ramieniem - wyciągnął rękę w jej stronę, lecz nie skorzystała z jego propozycji. Ruszyła przed siebie, a wampir kroczył obok. 
Dłuższą chwilę milczeli. Myśli Beatrice były gdzieś daleko, zastanawiała się nad przeszłością Lestata de Lioncourta, co przed nią skrywał i co jeszcze chciał jej powiedzieć. To była jej zabawa, kiedy poznawała inne wampiry lub ofiary. Każdy z nich krył w sobie historię.
Lestat kątem oka patrzył na jej zamyśloną twarz. Włosy były rozwiane przez wiatr, odsłaniając gołe ramiona, niezakryte przez biały materiał sukni. Nieczęsto spotykał wampiry z czasów renesansu, a tym bardziej wampirzyce. 
Była piękna, musiał to przyznać. W jej spojrzeniu nie było tego, co gościło w oczach innych kobiet. Kiedy patrzył na te wszystkie ulicznice i żywe kobiety, widział pożądanie, żadnych uczuć. A jej oczy były pełne smutku, nieśmiałości i niepewności. Przypominała jej trochę Louisa, ale on nie miał tej iskry w oku, którą miała ona.
Była idealną towarzyszką dla niego.
- Panie de Lioncourt - odezwała się - proszę nie wyobrażać sobie złotych gór. Potrafię czytać w myślach - wyjaśniła, gdy spojrzał na nią, zdziwiony. - Jestem samotnikiem, nie szukam miłości - skłamała. Miała tylko nadzieję, że nie wychwycił jej zmiennego tonu. 
Prawdą było, że wciąż czuła się zagrożona. Jak miała odnaleźć szczęście, gdy towarzystwo kogokolwiek przyprawiało ją o ból głowy?
- Może wspólna kolacja, panno Beatrice? 
Serce - czy ona w ogóle je miała? - zabiło jej mocniej. Nie wyobrażała sobie ataku na człowieka, tym bardziej takiego, który nadal był przytomny i się bronił.
I na pewno nie w towarzystwie Lestata de Lioncourta.
- Przykro mi, ale muszę odrzucić propozycję. - Westchnęła. - Nie żywię się ludźmi, którzy są przytomni. Boję się, gdy są przy zdrowych zmysłach.
- Słucham?
Nie krył zdziwienia. Dobrze wiedziała, że ta sytuacja była dla niego dziwna - od kiedy wampir boi  się ludzi? Może krwi też się bała?
- Ludzie to gorsze potwory niż my, panie Lestacie.
- Wątpliwe. Ale jak się pani pożywia? Atakuje ich pani kijem?
Zaśmiała się. Melibea zapytała ją o to samo, gdy usłyszała, że boi się ludzi.
- Moja towarzyszka dostarcza mi ofiary już nieprzytomne. - Wyjaśniła. Lestat nadal patrzył na nią z niedowierzaniem. - Ponoć omija mnie najlepsza zabawa.
- Prawdę mówi - odpowiedział tylko.
Beatrice wzruszyła tylko ramionami, a po chwili zapytała:
- Dlaczego przemienił pan Claudię? 
Lestat milczał przez dłuższy moment.
- Z braku zajęcia. Żeby zdenerwować Louisa. Z różnych przyczyn. 
- Czy pan ma świadomość, co będzie, kiedy dziewczynka dorośnie, a jej ciało się nie zmieni? - Zapytała, zatrzymując się. Odwróciła się w jego stronę, unosząc wysoko brwi. - Nie żartowałam z tą rzezią. Pięcioro małych wampirzych dzieci wymordowało ponad dwieście ludzi i dwudziestu wampirów, bo - zaśmiała się krótko - były złe. Nikt nie chce żyć wiecznie w ciele dziecka, panie de Lioncourt. 
Wampir zamyślił się, mijając Beatrice i splatając dłonie z tyłu. Przez całe życie zrobił wiele błędów, podjął lekkomyślne decyzje, ale to... to naprawdę nim wstrząsnęło. 
Ale zawsze tak bardzo chciał mieć małą córeczkę, dla której będzie kupować lalki i pleść warkocze.
Beatrice dotrzymywała mu cały czas kroku. Co chwilę otwierała usta, by coś powiedzieć, ale zamykała je, dochodząc do wniosku, że nie warto. Zatrzymała się pod drzwiami do jednej z kamienic. Była zadbana, nie to, co inne. Żadnych brzydkich napisów, łuszczącej się farby czy dziur. Tylko w jednym z mieszkań paliło się światło.
- Dziękuję za towarzystwo, panie de Lioncourt - posłała w jego stronę lekki, nieśmiały uśmiech. - Miłego dnia. 
- Lestat, jestem Lestat - ujął jej dłoń, składając na niej lekki pocałunek. - Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy.
Odprowadził ją wzrokiem i ruszył ulicą w dalszą drogę, kiedy drzwi zatrzasnęły się za nią. 

- Kto to był? Kto? - Zapiszczała Melibea, dopadając ją, gdy tylko przekroczyła próg mieszkania. 
- Lestat de Lioncourt. Długa historia - mruknęła. - Lepiej pomóż mi z gorsetem.
Wampirzyca odwróciła się tyłem, a brunetka zaczęła rozplątywać sznurki gorsetu. Mruczała coś pod nosem, jednak chyba nie zależało jej, by współlokatorka usłyszała to. Gorset opadł na ziemię razem z suknią, zostawiając jedynie cienką halkę na ciele Beatrice. 
- Coś ty wyczyniała z nim? Teraz możemy ją jedynie wyrzucić lub przeznaczyć na sprzątanie. Takich plam nic nie usunie! - Marudziła, kiedy czarnowłosa zakładała suknię "do spania" - lekką, prostą sukienkę do kostek, z koronkami przy dekolcie. Otworzyła wieko trumny, a następnie poprawiła poduszkę. Uwielbiała aksamit, którym poduszka była obszyta. Kątem oka zauważyła, że trumna Melibei była już otwarta i przygotowana. 
- Powiesz mi, kim on jest? Nigdy wcześniej go nie spotkałam?
Beatrice mruknęła pod nosem coś, co brzmiało "ja też nie", a następnie powiedziała:
- Mieszka z Louisem gdzieś na przedmieściach - przez chwilę zastanawiała się, czy powiedzieć coś jeszcze. Zwątpiła, bo wiedziała, że Melibea lubi plotkować. 
- To wszystko?
- Wszystko.
Współlokatorka westchnęła. Wyjrzała przez okno i spojrzała w niebo.
- Zaraz będzie świtać. Słodkich snów - zaśmiała się. Ułożyła się wygodnie, zamykając za sobą wieko trumny.
Beatrice również weszła do środka. Zgasiła świecę, która stała obok i położyła się, zamykając wieko. Delikatny materiał pieścił jej skórę, kiedy zapadła w sen.

~*~

Nabazgrałam to w nocy (3 w nocy!) i stwierdziłam, że można by było spróbować, może wypali. Kroniki wampirów to seria bardzo bliska mojemu sercu i chyba to zdecydowało o motywie przewodnim opowiadania. A i Lestat jest postacią bardzo, ale to bardzo ciekawą.
Wróciłam dużo, dużo, dużo szybciej, ale jestem zadowolona. Mam nadzieję, że wy też :)

2 komentarze:

  1. Pięknie, pięknie. Mam maślane oczy (i podobno ślinię się), jak tylko ktoś wspomni o Lestacie, więc nie powiem jak cieszę się, że piszesz o nim.
    Podoba mi się sam pomysł, jak również sposób w jaki opisujesz. Ładnie bohaterka igra z Lestatem, który to przecież później jest jednym z najpotężniejszych wampirów.

    Będę czytać. Na pewno.
    http://untraveled-roads.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Z reguły nie komentuję opowiadań, ale dla Ciebie zrobię wyjątek. Trafiłam na Twojego bloga przez przypadek i pewnie bym go zamknęła, gdybym nie zauważyła imienia Lestat.
    Masz bardzo dobry styl, rozdział przeczytałam jednym tchem i ciągle czuję niedosyt. Uwielbiam kroniki wampirów, a Lestat jest jedną z moich ulubionych postaci stworzonych przez p.Rice. Życzę weny i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń

Czytelnicy