piątek, 17 stycznia 2014

Rozdział siódmy

WAMPIRZA PIEŚŃ

Głośny trzask wyrwał Louisa z śmiertelnego snu. Gdy z mocą uderzył dłońmi o wieko trumny, nawet nie drgnęła. Spróbował ponownie, mocno napierając. Nic.
Ktoś go zamknął. 
Nie dał rady ukryć przerażenia. Krzyknął cicho, nadal próbując się uwolnić. Z bardzo marnym skutkiem. Od dziecka bał się małych pomieszczeń i nawet przemiana nie potrafiła wyleczyć go z tego lęku. Ściany zdawały się napierać na niego, mimo że przez otaczający go mrok niewiele widział. Miał wrażenie, że za chwilę się udusić, chociaż wcale nie musiał oddychać.
Zza ściany usłyszał krzyk Claudii. Było to wołanie o pomoc przestraszonego dziecka, bez cienia dojrzałości, który tak często gościł w jej głosie.
- Claudio! - Krzyknął Louis, ale nie odpowiedziała mu. 
Dopiero po kolejnym krzyku wydała z siebie krótkie, pełne bezradności piśnięcie:
- Louis, ratuj nas.
Zaczął napierać dłońmi coraz mocniej, uderzył w wieko kilka razy pięścią, ale drewno było wyjątkowo twarde. Tak, jakby ktoś przykrył trumnę stalową, ciężką blachą. 
Oprócz nieustannego krzyku Claudii, słyszał również inny, znajomy mu głos. Nie był pełen strachu i bezradności, wręcz przeciwnie. Na początku nie mógł rozróżnić słów wypowiadanych spokojnym, melodyjnym tonem. Dopiero po pary dłuższych chwilach zauważył, że Lestat śpiewa znaną mu piosenkę. 
Pieśń ma była już w grobie, już chłodna. Krew poczuła, spod ziemi wygląda...
- Lestacie! 
Usłyszał ciężkie kroki. Wampir poruszał się dookoła jego trumny, nadal nucąc pieśń.
I jak upiór powstaje krwi głodna: I krwi żąda, krwi żąda, krwi żąda...
- Lestacie, uwolnij nas! Co zamierzasz?!
Wampir zatrzymał się. Obrócił się i dalej kontynuował marsz.
I Pieśń mówi: ja pójdę wieczorem, naprzód braci rodaków gryźć muszę...
- Oszalałeś! Masz nas natychmiast wypuścić, ty... - tym razem to Claudia zabrała głos. - Jesteś chory! 
Louis usłyszał jak sprężyny w fotelu skrzypią pod ciężarem Lestata. Oczami wyobraźni widział, jak wyciąga przed siebie nogi i opiera się o podłokietnik. Prostuje długie palce i przygląda się złotemu pierścieniowi.
Komu tylko zapuszczę kły w duszę, ten jak ja musi zostać upiorem...
Krzyk Claudii odbił się echem od ścian mieszkania. Louis wiedział, że coś jest nie tak. Nie mieszkali tutaj sami, a Lestat nie ryzykowałby ściągnięcia tutaj śmiertelnych. Wampirze Prawo było dla niego niczym Dekalog dla wierzących lub kodeks dla piratów - nigdy nie łamał tych najważniejszych zasad.
- Claudio - odezwał się cichym, wyjątkowo spokojnym głosem. - Pozwól mi dokończyć, nadchodzi wielki finał. 
Obcasy butów uderzyły o podłogę. 
- Potem pójdziem, krew wroga wypijem , ciało jego rozrąbiem toporem: ręce, nogi gwoździami przybijem, by nie powstał i nie był upiorem.
Zapadła cisza. Nagle Louis zdał sobie sprawę, co Lestat zamierza zrobić i ze zdziwienia aż otworzył usta. 
Zamierzał ich zabić.
- Lestacie - powiedział głośno - Lestacie, to wbrew prawu. 
Odpowiedziało mu prychnięcie.
- Masz mnie za głupca, mój drogi? Egzystuję tutaj już parę lat, znam wampirze prawo, sam pomagałem w jego tworzeniu. Zamierzałem was zabić, ale, po kilku godzinach dumania nad waszym nędznym żywotem, zrezygnowałem. Jesteście jak wrzód na tylnej części ciała. I na dodatek ciągniecie się za mną, widzę wasz cień na każdym, diabelnym kroku. Przyznam, że widok waszych ciał w płomieniach byłby najpiękniejszym obrazem dla moich oczu, a krzyk - muzyką dla moich uszu.
Louis przez dłuższy moment trawił słowa Lestata, tak samo jak Claudia. Więc, co on zamierzał? Zamknął ich, aby wysuszyli się na śmierć?
- Ach, Louisie, ty zawsze napawałeś mnie dumą, a tok twojego myślenia często mnie zadziwiał. Bardzo szybko doszukiwałeś się prawdy, znajdowałeś odpowiedzi na każde pytanie, którego często nawet nie musiałem zadawać. W przeciwieństwie do niej - powiedział z odrazą. - Wyjątkowo głupiutka, nawet jak na dziecko.
Zaśmiał się cicho i wziął wydech by zacząć kolejny wywód, gdy zza ściany Louis usłyszał cichy, ale bardzo wyraźny głos Claudii.
- Idź do diabła.
Lestat ponownie się zaśmiał, tym razem dużo głośniej.
- Och, skarbie. To ja jestem prawdziwym diabłem. Wszyscy jesteśmy, tylko wy przypominacie marne parodie. 
Kolejny krzyk wyrwał się z ust wampirzej dziewczynki. Jednak różnił się znacznie od wcześniejszych. Ten był pełen złości i pragnienia zemsty.
- Cóż. Plan jest taki, że zostawię was tutaj, byście zgnili. Wątpię, by ktokolwiek was wybawił. Dzisiejszej nocy nie wychodziłem daleko. Nie sądziłem, że ta gnida Maryse jest taka smaczna.
- Poprzewracało ci się w głowie - stwierdziła Claudia. - To wszystko przez tą cholerną wampirzycę. Mam nadzieję, że zgnije tak samo, jak my. 
Coś spadło na ziemię, rozbijając się na kawałki. Następnie drzwi trzasnęły głośno, a ciężkie kroki odbiły się echem od ścian klatki schodowej. 
- Co teraz, Louisie? - Claudia znów była przerażona, słyszał, jak uderza drobnymi piąstkami o wieko.
- Nie wiem - przyznał. - Ale wydostaniemy się stąd, obiecuję.

Lestat szedł pewnym krokiem przez Bourbon Street. Jego plan nadal wydawał mu się doskonały. Czuł, jakby zrzucił z siebie wielki ciężar i, szczerze mówiąc, niezbyt interesowało go, co stanie się z panną Świętą Claudią i jej lubym. To już nie był jego Louis, ten, którego przemienił i nauczył życia w blasku księżyca. Stał się jej własnością, z nią sypiał, z nią polował prawie każdej nocy, czytał jej do snu, plótł warkocze i - to go przerażało najbardziej - bawił się z nią lalkami. Lalkami, które dostawała od niego, od Lestata.
Przecież on też czesał jej włosy i układał do snu. Ale później przejrzał na oczy. Był ślepcem przez tak długo.
Może i Beatrice poprzewracała mu w głowie, ale co z tego. Miał ponad siedemset lat, raz na jakiś czas można się zagubić. 
Czarny powóz stał tam, gdzie zawsze, na rogu Bourbon i St. Peter Street. Siwowłosy woźnica w wysokim cylindrze drzemał, wygonie ułożony na koźle. Lestat głośno otworzył drzwiczki, przez co mężczyzna podskoczył i wyprostował się. Rozejrzał się dookoła i uśmiechnął się, gdy wampir rzucił mu woreczek pełen złotych monet.
- Na Toulouse Street, jeśli łaska.
Mężczyzna zerwał kapelusz i schylił się nisko w jego stronę.
- Gdzie tylko pan sobie zażyczy - wcisnął cylinder ponownie na głowę i szarpnął lejce. Koń zarżał cicho i ruszył przed siebie.
Ulice świeciły pustkami. Nie było w tym nie niezwykłego, w środku tygodnia, a szczególnie o dwudziestej trzeciej, teatry i restauracje świeciły pustkami. Tylko żebracy ciągali się po brudnych alejkach między budynkami.
Jedna z kamienic, z czerwonej cegły i brązowymi oknami, była celem wyprawy. Woźnica zatrzymał się i kiwnął głową, kiedy Lestat polecił mu, by zaczekał.
Szybko wspiął się po schodach na ostatnie piętro i z kieszeni wyjął srebrny, mosiężny klucz. Chwilę później drzwi stały przed nim otworem. 
Nadal pachniało tu różami, czego wampir nigdy nie mógł zrozumieć. Nie było tutaj żadnych kwiatów ani tych dziwnych pudełeczek z suchymi kwiatami, które sprzedawano na targu. Lestat często tam bywał, miejski rynek otwarty był do późnych godzin, długo po zachodzie słońca. Można tam znaleźć wszystko, od zwykłych i egzotycznych owoców po "magiczne" amulety mające chronić przed złem. Warto dodać, że wcale nie działały. 
Otworzył drzwi sypialni i przesunął wzrokiem po pomieszczeniu. Otworzył wieko trumny i przez chwilę patrzył się na spokojną twarz Beatrice. Wydawało mu się, że za chwilę otworzy oczy i spojrzy na niego z wyrzutem. "Dlaczego podglądasz mnie, gdy leżę w trumnie, hm?"
Zaśmiał się na samą myśl i zamknął wieko. Podniósł ją jakby była piórkiem i ruszył w stronę wyjścia. Delikatnie odstawił trumnę na podłogę, by zamknąć drzwi, po czym wyszedł na zewnątrz.
Woźnica, widząc go, zrobił wielkie oczy i otworzył usta z niedowierzania. Milczał wystarczająco długo, aby Lestat zdążył położyć sarkofag na ziemię i dopaść mężczyznę. Chwycił go za szyję i wbił kły w pulsującą żyłę. Postanowił, że pozbędzie się zwłok podczas drogi.
Otworzył drzwiczki powozu i wsunął trumnę do środka. W następnej kolejności podniósł martwego woźnicę i rzucił go niedbale na czerwoną kanapę. Później zasłonił okna czarnym materiałem. Gdyby ktoś zobaczył jego ciekawy bagaż, z pewnością nieźle by się zdziwił. Odetchnął z ulgą dopiero, kiedy ruszył. Obawiał się, że kabina będzie za mała.
Był pewien, że dotrze do Slidell przed wschodem. Dyliżans poruszał się szybko, a czasu także mu nie brakowało. Kiedy przejeżdżał przez mostek nad Rigolets, zatrzymał się na moment. Wyciągnął ciało z kabiny i dla pewności poranił je dodatkowo nożem, co dokładnie ukryło dwie blizny na szyi. Szybkim ruchem przerzucił zwłoki przez barierkę. Rozległ się plusk i w sekundę znalazły się pod powierzchnią.
Lestat wskoczył na kozła i chwycił lejce. Nucąc pod nosem, ruszył w stronę Slidell. Pozostało mu zaledwie parę mil drogi.

1 komentarz:

  1. Nie wiem, co powiedzieć. Każdy Twój rozdział ma to coś w sobie, co nie pozwala od tak od niego odejść. Kiedyś już tu byłam, ale jakoś później przestałam istnieć w blogosferze na jakiś czas. Link ponownie znalazłam na katalogu i zaczytałam się. Podoba mi się ta historia i czekam na więcej, ukrycie pałając miłością do Lestata.
    Pozdrawiam cieplutko. <3

    OdpowiedzUsuń

Czytelnicy