sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział piąty

PEWNEJ BEZGWIEZDNEJ NOCY

Dopiero samotność sprawiała, że Beatrice odczuwała brak Melibei. Mieszkanie, do którego wracała każdej nocy, było zbyt ciche i jeszcze bardziej martwe, niż było dotychczas. Nikt nie krzątał się po pokojach, krytykując każdą napotkaną rzecz po drodze. Nikt nie karcił jej za drobnostki. Czuła się jak osamotnione dziecko, które straciło jedynego opiekuna, własną siostrę.
Głupia ty, skarciła siebie w myślach. Dziecko? Jesteś trzystuletnią wampirzycą, a zachowujesz się jak dwulatek. Czas nauczyć się samodzielności.
Beatrice wyjrzała przez okno, obserwując tłum ludzi na ulicach Nowego Orleanu. Głód zaczął jej doskwierać, a nie miała ochoty czekać na Lestata, który tej nocy udał się z małą Claudią do teatru. Narzuciła na siebie aksamitną pelerynę, która miała sprawiać pozory, że jednak jest człowiekiem. Jaki normalny człowiek paradowałby w samej sukni przy temperaturze dwóch stopni?
Kiedy wyszła na zewnątrz, dopadło ją zwątpienie. Przecież kilka godzin by jej nie zaszkodziło, a z Lestatem zawsze czuła się bezpieczniej. Teraz, kiedy Melibea zginęła z rąk nie wiadomo kogo, nie powinna wychodzić na polowania samotnie.
Ale krew wzywała ją. Dzwoniło jej w uszach z głodu i miała ochotę rzucić się na pierwszego przechodnia z brzegu. Ruszyła szybkim krokiem w stronę parku, gdzie światło księżyca nie dało rady przedrzeć się przez gęste gałęzie drzew. Instynkt mówił jej, że znajdzie tam całkiem niezłą przekąskę, zagłuszając krzyk rozsądku.
Jak przypuszczała, w parku panowały egipskie ciemności. Żaden człowiek o zdrowych zmysłach nie zapuściłby się tam, jednak z każdym rokiem przybywało głupców, którzy urządzali "polowania na wampira", myśląc, że uda im się go przechytrzyć. Burżuazja traktowała to jako głupotę i zbędne ryzyko, jednak biedne chłopstwo nie mogło zapewnić sobie innych rozrywek. Nocami wymykali się z domów, zostawiając żony oraz dzieci, i spotykali się w umówionym miejscu. Z czasem wampiry zaczęły bawić się w tą samą grę, spotykając się w kilku osobowych grupach. Czasami zabijali wszystkich od razu, częściej jednak bawili się nimi, zaciągając do lasu lub parku. Gra w kotka i myszkę - w tym wypadku wampira i człowieka - stała się ich ulubioną zabawą. Beatrice wiedziała, jak to wygląda, ponieważ Melibea często chodziła na ich spotkania i zawsze wracała zadowolona.
Wampirzyca nie myliła się - pod jednym z drzew stały trzy osoby, ubrane w łachmany. Jeden z nich trzymał małą pochodnię, która tylko trochę oświetlała otoczenie. Pozostali mieli w rękach po dwa kołki. Co za głupiec wybiera się na polowanie z dwoma kołkami?, pomyślała, marszcząc brwi. Ludzie z każdym rokiem zaskakiwali ją coraz bardziej.
Rozmawiali przyciszonymi głosami, nerwowo rozglądając się wokoło. Beatrice z łatwością słyszała każde wypowiedziane zdanie.
- Nie przyszli - powiedział jeden z nich, wycierając czoło rękawem.
- Wiedziałem, że tak będzie. Szuje, za grosz honoru. Stchórzyli - stwierdził mężczyzna z pochodnią. - Trzeba wracać do chaty.
Trzeci pokiwał energicznie głową. Pierwszy ruszył mężczyzna z pochodnią, oświetlając alejkę. Tuż zanim kroczył przestraszony brunet. Ostatni szedł milcząc. Na pozór nie okazywał strachu i odważnie szedł przed siebie.
W pewnej chwili kołki wypadły mu z ręki, lądując miękko na trawie. Automatycznie schylił się po nie, zostając trochę w tyle, jednak wystarczająco, by Beatrice mogła go zaatakować i zaciągnąć za drzewa rosnące obok. Ciche jęki wydobywały się z jego gardła, ale nikt nie mógł go usłyszeć. Przerażony, obserwował wampirzycę, która pochylała się nad nim. Chwilę później zatopiła kły w jego brudnej szyi i upiła łyk. Później kolejny i kolejny. Czuła energię, wypełniającą jej ciało. Umysł nie był już otępiały, a zmysły wyostrzyły się.
Nagle poczuła dziwne mrowienie w okolicach pleców, a następnie uderzył ją zapach palonej skóry. Z sykiem odskoczyła od mężczyzny, uderzając całym ciałem w pobliskie drzewo. Ponownie syknęła, czując, jak kora ociera się o świeżą ranę. Nienawidziła ran od poparzeń, goiły się bardzo długo.
- Spal ją, zabij! - Wykrzyknął towarzysz mężczyzny z pochodnią. Ten machał nią bezustannie, jakby chciał ją odgonić. Z każdym krokiem zbliżał się coraz bardziej, aż ogniste płomienie prawie nie dotykały materiału sukni.
W jednej chwili chwyciła go za rękę, wyrywając pochodnię z jego dłoni. Zanim zorientował się, co się stało, ogień zaczął palić jego ubranie oraz skórę. Z krzykiem rzucił się ku stawowi, jednak gałąź, którą napotkał na drodze, zniszczyła jego plan. Padł na kamienną dróżkę, a jego wrzask odbił się echem od drzew. Ogień nadal palił jego ciało, a zapach spalenizny nieprzyjemnie drażnił Beatice. Chwyciła za kark człowieka, który sparaliżowany strachem stał kilka kroków dalej. Ze złością ciągnęła go za sobą, drugą dłonią zatykając nos. Nie było słychać już krzyków, tylko ciszę.
- Oszczędź mnie - wyjęczał, kiedy znaleźli się tuż przy murach dzielących park i cmentarz. - Błagam.
Wampirzyca warknęła jedynie pod nosem. Marszcząc brwi, odeszła na kilka kroków, po czym biegiem wskoczyła na mur, łapiąc jedną dłonią za krawędź. Szybkim ruchem przerzuciła ciało na górę i po chwili sama znalazła się na szczycie muru. Lekko wylądowała na ziemi, trzymając człowieka przedramieniem za szyję.
W takich momentach dziękowała czarownicom, że podarowały wampirom taką siłę.
Ponownie spojrzała na mężczyznę obok i ze zdziwieniem stwierdziła, że jedyne uczucie, jakie u niej wywoływał, to obrzydzenie. Strach zniknął i myślała już tylko o chwili, kiedy zatopi kły w jego szyi i wyssie całe jego życie, aż do ostatniej kropli.
- Pozwól mi odejść. Nikomu nie zdradzę tajemnicy - błagał, kiedy ciągnęła go za sobą, w stronę grobowców. Przez myśl przeszło jej, że mogłaby poczekać na Lestata, jednak nie przepadał za brudną krwią.
Pchnęła człowieka na ścianę wysokiego grobowca, przypierając go ciałem. Jej dłoń błądziła po szyi i czuła krew, która przepływała przez jego żyły. Jeszcze tylko moment, tylko chwila i znów zasmakuje napoju bogów.
Poczuła mocne szarpnięcie w okolicach ramion i następnie uderzyła ciałem o pobliski grobowiec. Szybko otrząsnęła się, podnosząc na nogi. Przez krótki moment jej wzrok nie zarejestrował żadnego niebezpieczeństwa - człowiek nadal tkwił pod kamienną ścianą, trochę zaskoczony. Nie minęła jednak sekunda, a czarna postać ponownie powaliła ją na ziemię, tym razem z jeszcze większą siłą i impetem. Kości zatrzeszczały dziwnie, kiedy zderzyła się z płytami na dróżce.
Wielki kaptur osłaniał prawie całą jego twarz, a czarne, kręcone włosy opadały w dół, drażniąc jej skórę. Nieznajomy siedział na niej okrakiem, trzymając jej nadgarstki w mocnym uścisku. Kiedy wykrzywił usta w odrażającym uśmiechu, zobaczyła ostre, białe kły.
Przez chwilę miała ochotę się zaśmiać. Kolejny wampir, który się z nią bawi? Jednak, gdy zaczął przybliżać się ku jej szyi, rozbawienie opuściło ją bezpowrotnie.
Do diabła, chce się mną pożywić. Na siedem piekieł, cholerny kanibal.
Nieprzyjemny dreszcz przeszedł jej ciało, kiedy ostrza wbiły się w jej szyję. Z każdym kolejnym łykiem krwi, siły opuszczały ją, a ból stawał się nieznośny. Jeszcze chwila i zmieni się w wyschniętą laleczkę. Uderzyła ją fala gorąca, a następnie paraliżujące zimno wypełniło ją od środka.
Nawet nie miała siły błagać. O życie, czy śmierć, co za różnica...

Wampiry nie lubią monotnii. Żaden z nieśmiertelnych nie żyje jak stary człowiek, którego życie ogranicza się do spania, jedzenia i rozwiązywania krzyżówek. Zabijają na miliony sposób w milionach różnych miejsc. Cóż, szybko się nudzą. I to jest największym minusem nieśmiertelności - z czasem i ona się nudzi.
Ale Louis łamał wszystkie te wampirze zasady. Lestata aż mdliło od jego depresyjnych przemów i stałego schematu życia.
- Czy ty kiedykolwiek zamierzasz zrobić coś innego, Louisie? Czy do końca świata będziesz zabijał ich z miną męczennika w ciemnych zaułkach? - Pytał go, czasami nawet kilka razy w ciągu jednej nocy.
Oczywiście, Claudia stała murem za swoim ukochanym, biednym Louisem.
- Nie każdy musi być taki, jak ty, Lestacie - mówiła spokojnym tonem, nie ogrywając wzroku od lektury.
Rutyna. Nawet za życia jej nienawidził.
- Wychodzę - stwierdził, kończąc kolejną sprzeczkę. - Mam ochotę na kolację z młodą dziewicą. Mmmm - zamyślił się, zamykając oczy. Claudia westchnęła ciężko, przewracając oczami. - Nic nie smakuje tak, jak krew dziewic o północy.
Zatrzasnął za sobą drzwi, może zbyt mocno. Stopnie skrzypiały nieprzyjemnie, kiedy ruszył w stronę wyjścia. Miał dość tego ohydnego zapachu wilgoci i pleśni, obdartych, brzydkich tapet, które w wielu miejscach się odklejały od ściany. Miał też dość tej starej prukwy, która rozpowiadała sąsiadom o jego pijaństwie i kontaktach z paniami do towarzystwa. 
Na ulicach tłoczyły się niewinne dusze, zmierzając przed siebie. Równie dobrze mógłby zapolować, ale ze zdziwieniem stwierdził, że kolejna porcja krwi nie jest mu niezbędna do przeżycia tej nocy. Początkowy plan zabicia jakieś młodej dziewczyny nie wypalił, więc udał się w miejsce, gdzie mógł - i chciał - spędzić resztę nocy.
Szybko trafił do kamienicy, wspiął się po stromych stopniach i zapukał. Później znowu i znowu. Lekko zmarszczył brwi i przez chwilę rozważał opcję włamania. Jednak, jeśli nie było jej w mieszkaniu, zapewne była gdzieś indziej. 
- Kobiety - mruknął pod nosem i zbiegł po schodach do wyjścia. Na ułamek sekundy zatrzymał się przy bramie, rozważając, gdzie może odnaleźć "zgubę". 
Następnie ruszył w stronę cmentarza. Była to mroźna noc, bez żadnej gwiazdy na niebie i Lestat był pewny, że to wcale nie był dobry znak.

- Co się z nią stało? Czy ona nie żyje? - zapytał brunet drżącym głosem, nie ruszając się z miejsca. Bał się spuścić z oka czarną postać, która krążyła wokół ciała kobiety.
- Ona nigdy nie była żywa, głupcze - warknął w odpowiedzi. Człowiek podskoczył ze strachu na dźwięk niskiego, mrocznego barytonu. Nigdy nie wierzył w Diabła, jednak, jeśli on istnieje, ma głos taki, jak nieznajomy.
Kiedy obcy utkwił w nim swoje mroźne spojrzenie, padł na kolana, gotowy błagać. Czuł, jak ciepła ciecz płynie po jego nogach i mocy spodnie. Jeszcze nigdy jego ciało tak nie drżało, jak teraz i to wcale nie była wina zimnego powietrza. 
- Jesteś żałosny. Najbardziej żałosnym człowiekiem, jakiego miałem nieprzyjemność spotkać - zadrwił, szarpiąc jego brudną kurtkę. - Czy ty nie masz domu, chłopcze? Wyglądasz strasznie.
Nie dał rady wydobyć z siebie żadnych dźwięków. Zacisnął mocno powieki i przygotowywał się na najgorsze.
- Błagam - wyjąkał. - W domu czeka na mnie żona, dzieci. Błagam - zawył i rzucił się na ziemię. 
Nieznajomy splunął, po czym chwycił go za kark i postawił na nogi. A może on jest Diabłem?, pomyślał. Chociaż tamta kobieta również była silna jak kilkadziesiąt mężczyzn. Wampiry przecież nie żywią się innymi wampirami, ale może jego babka ominęła parę wątków w swoich opowieściach...
- Jesteś żałosnym, nic nieznaczącym człowiekiem. Myślę, że kłamiesz. Żadna kobieta nie powierzyłaby swojego życia dla takiego marnego człowieka, jakim jesteś ty. A wiesz, co robi się z kłamcą? - chwycił jego twarz i wyszeptał mu prosto do ucha. - Obcina mu się język.
Gorzkie łzy spłynęły po policzkach mężczyzny. Teraz wolał umrzeć niż cierpieć przez tortury, jakie ten szaleniec mu wymyśli.
- Ale to twój szczęśliwy dzień - wyszeptał nagle. - Powitaj nowe życie.
W następnej chwili dwa ostrza przebiły jego skórę i przedarły się do żyły. Czuł, jak krew opuszcza jego ciało i był gotowy na śmierć. Ból stawał się nieznośny i już nawet nie chciał walczyć. Chciał umrzeć.
Ostrza zniknęły tak szybko, jak się pojawiły. Świat nie był już tak wyrazisty i z trudem obserwował napastnika. Kiedy na własne oczy zobaczył, jak ostre kły wżynają się w jego nadgarstek, wiedział już, że ma do czynienia z wampirem.
- Pij - nakazał, przystawiając zakrwawioną rękę do jego ust. - Pij.
Nawet nie miał sił się opierać. Pierwsze krople gorzej krwi spłynęły do jego gardła. Później kolejne i kolejne i nagle już nie wydawały mu się gorzkie i niesmaczne, ale były najlepszym napojem, jaki kiedykolwiek miał okazję spróbować. Wgryzł się w rękę mocniej i delektował się najmniejszą kropelką nektaru.
- Wystarczy - powiedział i brutalnie wyrwał nadgarstek z ust mężczyzny. - Teraz idźmy, świt niedługo nadejdzie. 
Chwycił młodego wampira za ramię i poprowadził w stronę lasu. Z każdym krokiem stawał się słabszy, co oznaczało, że zaczynał się przemieniać. Cóż, przeżyje przemianę lub nie. 
Zobaczymy, czy los będzie łaskawy dla tej żałosnej parodii mężczyzny.

Lestat zaczął wątpić, że tej nocy zobaczy Beatrice. Przeszedł przez każdą cmentarną alejkę, jednak po wampirzycy nie było ani śladu, a do świtu coraz bliżej.
Kot zamiauczał gdzieś niedaleko i wampir automatycznie spojrzał w jego stronę. Zwierzak zeskoczył z wysokiego pomnika, lądując z gracją na ziemi i zniknął w krzakach. Lestat już miał iść dalej, kiedy zobaczył skrawek czarnego materiału wystającego zza marmurowej ścianki. 
Gdy podszedł bliżej, serce, o ile to możliwe, zabiło mu mocno. Raz.
- Beatrice - wyszeptał, pochylając się nad ciałem kobiety. Oczy miała zamknięte, a z dwóch małych ran spływały stróżki krwi. 
Na sto diabłów, zaklął w myślach. Co jeśli ona...?
Oderwał materiał, którym obszyty został rękaw płaszcza, przytykając go do rany. Nie lubił tracić kontroli, a w tej sytuacji jedyne, co kontrolował, to swój oddech. Beatrice nie mogła być martwa. Inaczej przed nim leżałby posąg lub sterta popiołu, a nie ciało. Sprawdzenie tego było trochę trudne, bo przecież wampiry nie oddychają, ich serce nie bije, a także nie mają pulsu. Równie dobrze można byłoby oceniać, czy trup żyje, czy może nie. 
Mógł zostawić ją tutaj lub zabrać do jej mieszkania. Oczywiście, jeśli chodziłoby o kogoś innego, z chęcią porzuciłby go na skraju lasku, aby promienie słońca zrobiły swoją robotę. 
Jednak zapomniał o swoich wszystkich zasadach, zdjął maskę "obojętnego i złego Lestata", po czym chwycił Beatrice i ruszył w stronę miasta.

2 komentarze:

  1. Świetne,lubię takie opowiadania! Będę zaglądała częściej. Czekam na nn. Zapraszam do mnie po-prostu-tylko-ja.blogspot.com Pozdrawiam i weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Żałuję, że nie piszesz częściej. Bez zmian pozostaję wielką fanką, nie tylko ze względu na Lestata.

    Liczę, że wkrótce znów ujrzę nowy rozdział.
    P.S.
    Wybacz, że nie raz zapominam o napisaniu komentarza, a potem piszę go ot, tak. -.-'

    I zapraszam do siebie.
    "Uważaj o czym marzysz, bo marzenia lubią się spełniać"
    http://wanted-love-taste-of-blood.blogspot.com/

    Zapraszam na bloga.

    OdpowiedzUsuń

Czytelnicy