CMENTARNA ALEJA
Lestata obudziło głośne stukanie.
To nie było normalne, rytmiczne pukanie takie, jakim puka się do drzwi. Ktoś, Lestat domyślał się kto, walił pięścią o drewniane wieko trumny. Zanim wampir uniósł je, przez głowę przeszła mu myśl: czy ona uważa, że jestem głuchy?!
- Kobieto! - Krzyknął, podnosząc się. Zdumiona Beatice odskoczyła na kilka kroków. - Oszalałaś? Nie znasz rymowanki "stary wampir mocno śpi"?
- Znam - odpowiedziała dumnie. - Ale uważam, że ten bardzo zły i groźny wampir mnie nie zje.
Lestat nie mógł powstrzymać się przed lekkim uśmiechem. To znaczy, "lekki uśmiech" w jego wykonaniu ograniczał się do uniesienia prawego kącika ust do góry.
Kobiety uważały to za seksowne.
- Jesteś tego pewna? - Zapytał cichym, głębokim głosem, zbliżając się powoli w stronę czarnowłosej.
- Tak, jestem.
Jasnowłosy wyszczerzył kły i w jednej chwili znalazł się za Beatice, łapiąc ją za nadgarstki. Wolną dłonią przejechał lekko po jej nagiej ręce, zatrzymując się przy szyi. Musnął opuszkami palców srebrny, ciężki naszyjnik i zacisnął palce na białej skórze.
- Nadal jesteś tego pewna? - Wyszeptał jej do ucha i poczuł, jak wampirzyca drży.
Nie drżała wcale ze strachu, ale przez dotyk mocnych dłoni wampira. Gdyby jej serce biło, prawdopodobnie biłoby teraz jak szalone. Nieczęsto czuła na sobie czyjś dotyk, szczególnie mężczyzny. Gdyby tylko mogła, rzuciłaby się na niego jak na ofiarę i w końcu poczuła, jak smakuje wampirze życie.
Gdyby tylko mogła, ale nie może. Damom nie wypada.
Wyswobodziła się z uścisku i dumnie stanęła przed wampirem, dłonią poprawiając materiał sukni.
- Mogłabym się dowiedzieć, dlaczego nocowałeś w moim domu?
Lestat milczał przez chwilę, po czym nonszalancko oparł się o kamienną ścianę, krzyżując ręce na piersi.
- Poranek się zbliżał. Niestety nie mam zamiaru spalić się na słońcu z powodu kobiety.
Beatice pokiwała jedynie głową. Powoli ruszyła w stronę salonu, by zapalić świece.
Lestat nie spuszczał z niej wzroku. Obserwował, jak zapala pierwszą świecę, a później kolejną. Patrzył, jak za zdenerwowaniem odpala zapałkę.
Lubił na nią patrzeć.
Przypominała mu nieznane, dzikie, nieokiełznane zwierzę. Była dla niego wieczną tajemnicą, a każdy jej krok go zaskakiwał. Louis był przewidywalnym wampirem, Claudia... Claudia była dzieckiem. A Beatice wampirzycą z ciałem dorosłej osoby.
Jak dwa żywioły. Dwa takie same żywioły. Ogień i ogień, lód i lód, wiatr i wiatr.
- Dlaczego tak na mnie patrzysz, Lestacie?
Dopiero teraz zauważył, że Beatrice stoi krok przed nim, cierpliwie czekając, aż wróci na ziemię. Patrzyła na niego swoimi dużymi, zielonymi oczami. Mogłaby tak patrzeć na niego wieczność, bez znaczenia, jak długa ona by była.
- Myślę, że powinniśmy wybrać się na spacer - stwierdził. - Może natkniemy się na smakowitego człowieka.
Beatrice zgodziła się.
Nocą, Nowy Orlean był magicznym miejscem. Szczególnie po północy, kiedy porządni mieszkańcy byli w domach, uliczki wydawały się mroczniejsze, ciemne zaułki straszniejsze, a powietrze miało w sobie nutkę tajemniczości. Takiej atmosfery nie było w żadnym mieście, jakie kiedyś zwiedzili.
Księżyc oświetlał im drogę, rzucając światło na kamienną ulicę. Cisza, jaka ich otaczała, była relaksująca i przyjemna. Beatrice uwielbiała spacerować po Bourbon Street i cieszyła się, że pożar oszczędził tą część miasta. William Lafitthe, właściciel tawerny Lafitte's Blacksmith Shop oraz brat pirata Jeana Lafitte, zawsze gościł ją jak królową, nawet w późnych porach. Niedaleko ulicy znajdował się cmentarz, do którego właśnie zmierzali.
- Czy spacer po cmentarzu uzna pani za romantyczne spotkanie? - Zapytał Lestat wyciągając przedramię w stronę Beatice. Z uśmiechem ujęła je, opierając się o jego ramię.
- Zobaczymy - odpowiedziała, przechodząc przez bramę.
Światło księżyca z trudem przedzierało się przez gęste liście drzew. Cmentarz tonął w ciszy i ciemnościach. Widać było jedynie niewyraźne zarysy dużych grobowców. Beatice dziękowała w duchu za sokoli, wampirzy wzrok.
- Boi się pani? - Wyszeptał nagle do jej ucha. Poczuła na szyi jego zimny oddech i znów przeszedł ją dreszcz.
- Nie.
Zaśmiał się cicho.
- A co, jeśli stałoby się tak? - Puścił jej rękę i zniknął.
Beatice złapała dłońmi materiał sukni, unosząc ją lekko do góry, by nie dotykała brudnej powierzchni, i ruszyła odważnie przed siebie. Bo co on sobie wyobrażał? Przecież jest wampirem, co może się stać?Nic nie zagraża jej w miejscu, gdzie oficjalnie dawno spoczywa.
Bo Beatice di Raniari umarła dawno temu, a jej zwłoki powinny rozkładać się na cmentarzu we Włoszech.
Poczuła jak silne ramiona łapią ją od tyłu, unieruchamiając jej nadgarstki i przyciągając do siebie. Koronka mankietu łaskotała lekko jej nagą skórę, kiedy złapał ją za szyję. Dlaczego on zawsze musi trzymać ją w tej pozycji?
- Nadal się pani nie boi?
- Mówiłam, abyśmy mówili sobie po imieniu. I nie, nie boję się.
Zmienił pozycję i teraz stała przed nim, dotykając swoim ciałem jego ciała. Aby spojrzeć mu w oczy musiała zadrzeć głowę do góry i nawet na wysokim obcasie nie sięgała mu nawet do brody. Jego dłonie teraz trzymały ją za ramiona. Bez problemu mógłby ją unieść tak, żeby mogła normalnie spojrzeć mu w oczy.
Kątem oka zauważył niższy grobowiec kilka kroków od niego. Uniósł ją, jakby była piórkiem, a następnie posiadł na kamiennej tablicy. Teraz ich oczy znajdywały się na tej samej wysokości.
- Masz coś w sobie, Beatice - wyznał cichym głosem, ledwo słyszalnym nawet dla niej. Odgarnął kosmyk z jej twarzy.
Przypominała mu porcelanową lalkę, którą kiedyś przyniosła Claudia. Tak samo krucha i delikatna.
W takich chwilach czuł się jak Loius, miękki i ckliwy. Nienawidził tego, że Beatice była jedyną osobą, tak dziwnie wpływającą na niego.
Wampirzyca uśmiechała się przez moment, a następnie spoważniała. Chyba właśnie została skazana na Lestata, bo kto inny mógłby się nią zająć? Niby jej strach przed ludźmi nie był już tak wielki, jednak samotność napawała ją przerażeniem.
Samotność to jak skazanie na śmierć.
Wampir rozejrzał się, wciągnął głęboko powietrze i przepraszająco skłonił głowę. Zniknął na kilka sekund, a gdy wrócił, trzymał w ręku młodego mężczyznę w długim płaszczu i rozpiętej, białej koszuli.
- Mamy gościa! - Stwierdził, wyraźnie zadowolony. - Paniom pierwszeństwo - skłonił się, przyciągając rękę w jej stronę. Szyja ofiary znalazła się kilka centymetrów od ust wampirzycy.
Nie minęło dużo czasu, a Beatrice zatopiła kły w skórze mężczyzny. Z każdym kolejnym łykiem oddychał ciężej, aż w końcu przestał się wyrywać. Lestat, widząc, że Beatrice nie śpieszy się ze skończeniem posiłku, wgryzł się w nadgarstek człowieka. Przez dłuższą chwilę było słychać jedynie głośne oddechy, aż w końcu wampirzyca wyprostowała się, oblizując wargi.
- Dziękuję - przetarła usta dłonią. - Całkiem niezły.
Lestat pokiwał energicznie głową, potwierdzając to głośnym "tak, tak". Chwycił zwłoki za rękę, ciągnąc je po ziemi.
- Hej-a-hej, ciągnij go, Joe! Hej-a-hej, ciągnij go, Joe! - Zaśpiewał.
Beatrice zaśmiała się głośno.
- Szanty? Naprawdę, Lestacie?
Wampir skłonił się nisko, po czym jednym ruchem ręki odsłonił ciężkie wieko pomnika. Wrzucił zwłoki do środka, które miękko na czymś wylądowały. Zasunął je i wskoczył na grobowiec, siadając obok wampirzycy.
- Szanty to pieśnie przyszłości. Leniwie popłyną znów rejsu godziny, wspomnienie ust waszych przysporzy nam sił! - Zanucił.
- Pływałeś kiedyś?
- Całkiem niedawno. Z Ameryki do Europy i z powrotem.
- Chciałabym kiedyś tak popłynąć - wyznała Beatrice. - Bez celu, bez stresu, że wojska są tuż za nami.
Lestat zgrabnie zeskoczył na ziemię, wyciągając dłoń w stronę czarnowłosej. Skłonił się przy tym nisko.
- Chociażby i dziś. Kiedy sobie tylko zażyczysz.
Ujęła jego dłoń i równie zgrabnie, jak on, zeskoczyła na ziemię. Razem ruszyoli w stronę bramy.
Godzina do świtu.
- Nic mnie tu nie trzyma, Lestacie. Lubię rejsy, chciałabym popłynąć gdzieś. Z tobą - dodała po chwili wstydliwym głosem.
Lestat uśmiechnął się lekko. Pożegnał ją krótkim pocałunkiem w dłoń. Wzrokiem odprowadził ją pod same drzwi, obserwując jak zwiewne falbanki jej sukni poruszają się z każdym jej krokiem.
Trzydzieści minut do świtu.
W jego mieszkaniu panowała cisza, mimo że nikt nie spał. Claudia z zaciekawieniem kartkowała grubą książkę (Lestat błagał w duchu, żeby to nie była znowu ta idiotyczna Biblia), a Louis krążył po domu bez celu.
- Niebawem wypływam w podróż - poinformował Lestat. - Bez was - dodał po chwili.
Claudia uniosła głowę znad książki. Tak, jednak znowu czytała Biblię.
- Z Beatrice?
Nie otrzymała odpowiedzi. Westchnęła ciężko.
- To dobrze, Lestacie. Cieszę się. Poradzimy sobie - dodała, patrząc na Louisa, który pokiwał twierdząco głową. - Tylko uważaj na siebie. Kobiety to diabły wcielone.
Pokiwał z niedowierzaniem głową, po czym stwierdził:
- Miłego snu, moi drodzy - i zniknął w drzwiach swojej sypialni.
Zostało piętnaście minut do świtu.
~*~
Trochę mnie nie było, ale trzeba w końcu powrócić do żywych. Byłam gotowa rzucić te opowiadanie, jednak zbyt lubię tę parę, żeby ich zostawić. Nawet jeśli nikt jutro tego nie czyta, to trudno. Pisanie tej historii sprawia mi tyle przyjemności, jak żadne inne. Nadeszły wakacje, więc myślę, że będzie lepiej :)
Jak to nikt nie czyta? Jak tylko wyświetliło mi się powiadomienie nie mogłam nie zajrzeć! Bez zmian jestem fanką i chcę więcej :D
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, ile radości mi sprawiłaś tym komentarzem! Naprawdę, myślałam, że już dawno każdy zapomniał i rzucił w kąt, a tu taka niespodzianka. Bardzo mi miło :)
UsuńPrawdę mówiąc byłam przekonana, że porzuciłaś tę historię, ale coś mnie tknęło, żeby zarzeć :) No i proszę! Jaka miła niespodzianka :)Nie przejmuj się małym gronem czytelników, tak już jest z dobrymi blogami, że majją niską, że tak powiem poczytalność, nie wiem dlaczego ponad połowę internetu zajmują FF HP? To już doprawdy robi się irytujące. No dobra ja też kiedyś ubóstwiałam Harry'ego, ja naprawdę nie mówię, że to żle, ale ileż można, wszystko ma swoje granice! Najbardziej denerwuje mnie tworzenie jakiś śmiesznych par typu Draco, Hermiona, albo Hermiona i Lucjusz. Zero oryginalności!No i jeszcze blogi One Direction, w ktorych najczęściej fanka zespołu będąc na koncercie swoich ulubieńcw jakimś cudem spotyka swojego idola i po jakimś czasie zostają parą. Ja wiem tolerancja, te sprawy, ale co ja zrobię, że mnie to najzwyczajniej w świecioe bawi :) Wszystko byłoby okej, gdyby takie blogi nie zalały ponad połowy internetu. To mnie najbardziej martwi.Ludzie nie mają własnej inwencji czy co? Fakt, moje opowiadanie jest z tych FF, ale w odrónieniu od tych o Chłopcu, Który Przezył, wydaje mi się być naprawdę oryginalne, jeszcze niie spotkałam się z historią, która opierała by sie na " Przedwiośniu". Tak więc nie przejmuj się, ja też mam wąskie grono czytelników, ae to tylko świadczy o tym, że jesteśmy oryginalne :)
OdpowiedzUsuńOj oj zapomniałam się podpisać. To ja dawna Megi Romantyczka z bloga o Cezarym Baryce. Podsyłam Ci dwa linki do naprawdę fajnych blogów, możesz zostawić tam swoją reklamę.
UsuńPozdrawiam :
No, cóż, początki zwykle nie są łatwe :) Ludzie teraz tworzą to, co "kupią" inni, nie sięgając po coś bardziej oryginalnego. Czasami, pośród milionów blogów o tym samym schemacie, znajdą się jakieś perełki, ale zdarza się to coraz rzadziej. Pamiętam, że za czasów onetowskich było multum blogów o Zmierzchu, setki opowiadań o Jasperze i Alice, Rose i takie tam. Teraz raz na jakiś czas spotkam coś o Belli. Prawdopodobnie to samo stanie się z One Direction i Potterem, a ludzie przerzucą się na coś nowego.
UsuńRównież pozdrawiam :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTrafiłam na tego bloga przypadkiem i muszę przyznać, że jestem pod ogromnym wrażeniem! Szablon wprowadza fantastyczny nastrój. Z chęcią kupiłabym twoją książkę. Piszesz tak lekko, przyjemnie, nie można się oderwać. Wspaniale przedstawiasz postacie i już po tym jednym rozdziale wiem, że nie są nudne i monotonne, ale z charakterem :) Obserwuję i nie mogę doczekać się następnego rozdziału, nawet nie myśl o zawieszaniu bloga, proszę :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ale pierwszy komentarz niechcący usunęłam więc napisałam 2 :)
Pozdrawiam
wojna-elfow.blogspot.com